Stara sztuka w nowoczesnej galerii Patos i siła. Barokowy świat mistrza Rubensa.
Rubens – synonim epoki baroku. W sztuce,
historii, religii, obyczajowości. Jak wiele sobie podobnych zepchnięty w
muzealne szuflady. Czy można spojrzeć na niego i jego czas oczyma współczesnych
– pożeraczy newsów, klientów facebooka i instagramu? Czy jest szansa, by
zaciekawić jego twórczością kogoś poza, nie ma co ukrywać, wąskim gronem
artystycznych intelektualistów. Próbą zmierzenia się z tym problemem będzie
wystawa grafik z warsztatu Petera Paula Rubensa w Miejskiej Galerii Sztuki w
Zakopanem.
Wystawa
prezentowana będzie przez lipiec i sierpień i złoży się na nią 81 grafik
wykonanych przed blisko czterystu laty w warsztacie znakomitego artysty, a
zarazem mistrza ówczesnego PR. Rubens zgromadził w swojej antwerpskiej pracowni
najznakomitszych grafików, którzy wykonywali według jego projektów i wskazań
grafiki – najczęściej kopie już namalowanych obrazów, ale i dzieła samoistne,
portrety, ilustracje, pejzaże. Rubens poddawał szkic – graficy przenosili go na
papier. Podobnie zresztą funkcjonowała jego pracownia malarska. Pieczołowicie
pilnował też, by wychodzące z jego pracowni grafiki były najwyższej jakości,
oddawały wszelkie niuanse walorowego malarstwa barokowego, jego dynamikę,
przestrzeń i wreszcie wyczerpująco podany temat. To sprawiło, że dzieła te,
choć podpisane przez: Lukasa Vorstermana, Jana Witdoeka, Boetiusa a Bolswerta,
Pietera de Jode II, Nicolasa Lauwersa, Paulusa Pontiusa, Mariunusa van der
Gosa, Christoffela Jeghera. nazywamy w skrócie grafikami Rubensa. Wszystkie też
posiadają swojego rodzaju ówczesną licencję określaną jako cum privilegio
regis, co oznacza nie mniej nie więcej jak za zezwoleniem królewskim. Tak
wyprodukowane grafiki stawały się cennymi pracami, darami, a jednocześnie
promocją mistrzowskiej twórczości malarskiej Rubensa.
Patrząc z
dzisiejszej perspektywy, zabieg reklamowy był znakomity. Gdy mówimy malarstwo
barokowe, pierwszym nazwiskiem, które przychodzi nam na myśl, to właśnie Rubens.
Na jego malarstwie, a szczególnie grafikach, uczyły się późniejsze pokolenia
europejskich artystów. Wypracowane przez niego kanony interpretacji i
ukazywania scen religijnych, mitologicznych, a zwłaszcza portretów obalone
zostały dopiero przez sztukę nowoczesną w drugiej połowie XIX stulecia. Ale
wtedy też Rubens zepchnięty został do muzealnych szuflad. Ceniony, ale już nie
podziwiany, często stawał się przykładem barokowego manieryzmu i nie
najlepszego gustu. Sztuka opanowana przez bakcyla nowoczesności, szokujących
eksperymentów, prowokacji bądź programowego puryzmu pobiegła w zupełnie inną
stronę pozostawiając dzieła dawnych mistrzów w zaciszu przyciemnionych sal. W
wepchniętych w jeden z etapów ewolucji sztuki dziełach podziwiano elementy
postępu wobec poprzedzającego barok renesansu i wytykano te wsteczne wobec
kolejnych epok. To ewolucyjne spojrzenie na historię pokutuje do dzisiaj i
niewielu udaje się z niego wyplątać. W rezultacie nie potrafimy dostrzec
podobieństw odległych od siebie czasów i rodzących się z nich synergii, które
są wciąż niezauważaną, a przez to niedocenioną wartością.
Rubens ze
swoimi grafikami jest tego znakomitym przykładem. Przygotowując
zakopiańską ekspozycję, co rusz
spotykaliśmy się z zarzutem, że w takiej galerii nie powinno się pokazywać
dzieł dawnych. Tu królować ma sztuka współczesna i tacyż artyści. Pewnie tak,
jeżeli potraktujemy twórczość dawną biernie, jedynie jako mistrzostwo warsztatu
do podziwiania. Ale czy po sztuce minionych epok pozostał nam jedynie zachwyt i
szperanie w ikonograficznych ciekawostkach? A może spróbujmy inaczej.
Poszukajmy wartości, które wzruszały, pobudzały do myślenia i przeżywania
sztuki siedemnastowiecznych kupców, książąt i zwykłych chłopów. Wreszcie
wartości, które stały się impulsem powstania monumentalnego Ukrzyżowania
Chrystusa, subtelnej „Starej kobiety z chłopcem i świecą”, czy niebywałego w
swoim okrucieństwie „Polowania na lwy”.
Życie Petera
Paula Rubensa przypadło na dynamiczny okres kontrreformacji, wojen religijnych
i przemian społecznych. Niemal od samego początku ten szczególny czas dotykał
go osobiście. Ojciec, sympatyk kalwinizmu, zmuszony został do ucieczki z
Antwerpii wraz z rodziną. Dotarł do Kolonii, gdzie wdał się w romans z żoną
swojego protektora, księżną Anną Saksońską. Aresztowany, życie zawdzięczał
chyba tylko wstawiennictwu żony. Rubensowie musieli jednak wyjechać. Osiedli w
niewielkim Siegen, gdzie na świat w 1577
roku przyszedł Peter Paul. Rok później rodzina może wrócić do Kolonii Życie na
blisko dziesięcioletniej banicji nie było łatwe i znowu dzięki
przedsiębiorczości Marii Rubens rodzina mogła je przetrwać. Nie przeżył tylko
schorowany ojciec, który zmarł w 1578 roku. Ale po jego śmierci wygnana na
banicję rodzina mogła wrócić do Antwerpii. Tutaj młody dziesięcioletni chłopak odbija się od dna.
Może praktykować ulubione malarstwo, a nawet wyjeżdża na studia do Włoch,
których sztuka staje się dla niego inspiracją do końca życia. Niebywale zdolny
uczy się też języków, filozofii, historii i nabiera tak przydatnych w
przyszłości umiejętności poruszania się w świecie dworskich intryg i
dyplomacji. Bo warto wiedzieć, że Rubens, poza swoją działalnością artystyczną,
a właściwie równolegle z nią prowadził aktywne życie dyplomaty, szpiega, męża
zaufania ówcześnie panującego we Flandrii dworu Orańskiego. Jego zaangażowanie
w utrzymanie pokoju między zwaśnionymi dynastiami i obozami religijnymi warte
jest osobnego opracowania. Jedno jest pewne. Jego przeżycia nie pozostały bez
wpływu na sposób w jaki zmagał się na polu artystycznym z pozornie typowymi
tematami religijnymi, historycznymi, a nawet pejzażami i portretami. Pełne
alegorii, ukrytych symboli, są opowieścią o tamtych czasach. Czasem dramatyczną
i okrutną, czasem melancholijną i słodką. Zza fasady ostentacyjnej
dekoracyjności przenika swoisty reportaż wydarzeń, w których uczestniczył. Wystarczy
spojrzeć na precyzyjnie wycyzelowany drugi plan, gdzie toczy się już zwykłe życie.
Bywa też, że powstają dzieła wyciszone, w których na próżno szukać patosu. Taka
jest grafika przedstawiająca starą kobietę osłaniającą dłonią dopalającą się
świeczkę, by nie zgasła w chwili, gdy podzieli się światłem z młodym
chłopakiem. W takiej chwili zapominamy o świecie tamtym i naszym, różnicy
kilkuset lat, teorii ewolucji i awangardach. Jesteśmy tylko my, obraz i
chwiejąca się w świetle świecy istota naszej egzystencji. Jest to jednocześnie
odpowiedź na pytanie, które z tej perspektywy wydaje się banalne - gdzie
pokazywać sztukę dawną? Ważniejsze wydaje się bowiem, jak ją pokazywać, by
przywrócić jej w dzisiejszym świecie właściwie znaczenie. Jak skłonić
rozpuszczonego wachlarzem atrakcji gościa współczesnej galerii sztuki do
wczytania się w siedmnastowieczny przekaz?
Próbą
odpowiedzi na to pytanie będzie zakopiańska ekspozycja. Przygotowują ją prof.
Ursula Blanchebarbe oraz, wykorzystując zgoła nie siedemnastowieczne, ale na
pewno utrzymane w duchu baroku elementy, profesorowie krakowskiej Akademii
Sztuk Pięknych Adam Brincken i Grzegorz Biliński. Światło, cień, przestrzeń,
ruch, perspektywa, kolor, wreszcie dźwięk podporządkowane są wydobyciu z tych
niezwykłych grafik siły i patosu twórczości Rubensa.
Anna Zadziorko