Arkadiusz Waloch
Urodzony w roku 1932 w Poznaniu. Studia artystyczne ukończył na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, Wydział Malarstwa - dyplom w pracowni prof. Emila Krchy w roku 1961.
W latach 1961-1992 był nauczycielem malarstwa i rysunku w Liceum Sztuk Plastycznych m. A. Kenara w Zakopanem. Współorganizator Salonów Lutowych i Marcowych. Inicjator galerii „Pegaz”. W latach 70-tych prezesował Okręgowi ZPAP w Zakopanem.
Odznaczony Złotą Odznaką ZPAP, Zasłużony Działacz Kultury, w 20-lecie pontyfikatu Jana Pawła II otrzymał w Rzymie nagrodę PREMIO INTERNAZIONALE „BEATO ANGELICO” oraz w roku 2006 Srebrny Medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”.
Odbył podróże artystyczne do Belgii, Francji, Finlandii, Hiszpanii, Holandii, Niemiec, Słowenii i USA. Najważniejszą był pobyt na stypendium u księży Pallotynów w Rzymie w roku 1988 - gdzie znajduje się kolekcja jego prac.
Uprawia malarstwo olejne, akwarelę i rysunek (portret, pejzaż, kompozycję figuralną).
Od początku pontyfikatu Jana Pawła II temat papieski jest stałym motywem obrazowym
w pracy Arkadiusza Walocha.
Zrealizował ponad 100 wystaw indywidualnych w kraju i za granicą.
Indywidualna wystawa Arkadiusza Walocha prezentowana była w Ambasadzie Polskiej przy Watykanie z okazji obchodzonego w Polsce w 2007 roku „Dnia Papieskiego”.
Artysta prowadzi w Zakopanem galerię autorką. Żona artysty, Anna Waloch w latach 1968-2007 była dyrektorem Miejskiej Galerii Sztuki w Zakopanem.
W twórczości Arkadiusza Walocha od lat podziwiać można wierność zainteresowania dla Osoby Ojca Świętego Jana Pawła II i najważniejszych wydarzeń Jego pontyfikatu.
Wartość papieskich portretów malowanych przez Artystę to nie tylko piękno kompozycji czy subtelność kształtów i kolorów, ale przede wszystkim zdolność wyrażania i utrwalenia niespotykanej głębi uczuć.
Ksiądz biskup Tadeusz Rakoczy
Fenomen tego malarstwa polega na tym, że przedstawiając różne sytuacje, w których uczestniczył Ojciec Święty, a przy tym oddając Jego uczucia, jest ono zarazem odbiciem naszych wspólnych wzruszeń, jakich doświadczaliśmy wielokrotnie, zwłaszcza podczas papieskich pielgrzymek do Ojczyzny.
Ksiądz biskup Tadeusz Rakoczy
Kolejne obrazy Arkadiusza Walocha układają się w swoistą mozaikę, której sensem ostatecznym okazuje się utrwalenie tych przeżyć, dzięki którym od ponad osiemnastu lat doskonali się dusza naszego narodu, podążającego za wskazaniami Ojca Świętego Jana Pawła II, pierwszego Polaka na Piotrowej Stolicy.
Ksiądz biskup Tadeusz Rakoczy
Poznań, dnia 26 listopada 1996
Kochany Panie Profesorze!
Przed chwilą otrzymałem list od Ojca Świętego, a wcześniej dwa listy od Pana. Dziękuję.
List od Ojca Świętego zwrócił moje oczy na powrót na tę zaimprowizowaną scenę namalowaną przez Pana. I jak kiedyś prosiłem Pana o narysowanie sceny na Lednicy, przewidującej obecność Ojca Świętego w tym historycznym miejscu, tak obraz od Pana, profesorze, upamiętnia i przypomina mi wszystkie spotkania z Ojcem Świętym. Malarstwo Pana jest w tym sensie metafizyczne, że dotyczy bytu, obecności rzeczywistej. Która raz jako wyobrażenie i projekcja miłości stwarza tę nową rzeczywistość, ją aranżuje, a kiedy indziej, gdy dotyczy przeszłości zachowuje ją i utrwala.
Te rzuty do przodu, rzuty w przyszłość stwarzają przestrzeń obecności, obcowania i miłości z Osobą Papieża. To rzeczywiście, tak jak Panu opowiadałem, i jak uczył mnie Andrzej Kijowski – on rzucał słowem jak kamieniem i patrzył czy słowo pociągnie rzeczywistość, czy spadnie. To była ta literacka wędka Kijowskiego… Pańskie malarstwo odbieram podobnie. Jest odważne i ryzykowne. Rzuca Pan kreskę i kolor przed siebie, ażeby zobaczyć jaką rzeczywistość pociągnie… Ja i moi przyjaciele świetnie odnajdujemy się w kręgu Pana, profesorze obrazów. Bo zaimprowizowane sytuacje są naszymi, my chcielibyśmy ażeby Papież był z nami w tych miejscach. Albo przypomina nam, że on kiedyś był z nami… To zobowiązuje. Żyjemy, jak widać, wspomnieniem miłości i czekaniem na miłość. Pańskie obrazy pełne są czekania na Ojca Świętego. Szczęśliwe Zakopane, które ma takiego malarza, a który czeka razem z całym miastem, z polskimi górami… z Giewontem i Rusinową Polaną, z kaplicą na Wiktorówkach, na przybycie Papieża, swoją wizją antycypują to spotkanie.
Całuję Pana serdecznie i Bogu polecam
Ojciec Jan Góra
PS. Oczywiście, niech Pan korzysta z moich listów jak chce, jeśli tylko mogą się na coś przydać, ponieważ opisuję Panu moją przygodę i spotkanie z Panem i Pańskim malarstwem.
Ojciec Jan Góra
Przed Świętami Bożego Narodzenia otrzymaliśmy życzenia od Arka Walocha. W kopercie była też nieduża karta, a na niej rysunek. Składał się z trzech elementów.
Pasmo gór, a u ich stóp kosodrzewina. Bacówka, a na jej tle syntetycznie narysowana Święta Rodzina. Wreszcie klęczący, adorujący tę scenę w podhalańskim krajobrazie Jan Paweł II.
Może ktoś powiedzieć: no cóż, rysunek jak wiele innych, symbolika niemal popularna. Papież Polak, betlejemska szopa na zakopiańskiej hali, góry…
Tylko, że te trzy elementy złączone niezwykle trafnie bielą kartki narysowano z ogromną wnikliwością i trafnością.
Rodzaj kredki, plany, przestrzeń, konstrukcja rysowanych gór i bacówki, wreszcie postać Jana Pawła II – zobaczona od tyłu, klęczącego, adorującego, modlącego się.
To nie dewocyjna scena zrodzona w wyobraźni kogoś, kto powiela wizerunki, krajobrazy, nastroje.
I tu właśnie dochodzimy do istoty malarstwa Arkadiusza Walocha, do istoty – jak to się już przyjęło mówić, jego „papieskich obrazów”. Patrzyłem na malującego Walocha jeszcze w czasach, gdy byliśmy studentami. Zapamiętałem gest głowy, lekko odchylonej, delikatne ruchy malującej dłoni, ale i zapamiętanie i napięcie, jakie towarzyszyło gruntowaniu płócien, wreszcie procesowi malowania, w którym motyw ulegał przemianom, był niszczony, pojawił się znowu…
Kiedy patrzę na obrazy Arkadiusza Walocha poświęcone Papieżowi, na których papież jest namalowany, których jest postacią główną, bohaterem – myślę najpierw o malarskiej wizji Walocha. O malowaniu. czywiście myślę też o miłości. Miłości do malowania, ale i miłości do Jana Pawła II.
I tu znowu może ktoś powiedzieć: a któż z nas nie kocha Papieża? A ja odpowiem naiwnie: Tak, tylko miłość malarza jest inna.
Najpierw jest więc pragnienie by malować. Ale również zupełnie naturalne pragnienie by malować dobrze, najlepiej.
Bo przecież te obrazy mają być ważne nie dlatego, że przedstawiają Jana Pawła, ale dlatego, że mają być dobrymi obrazami, na których namalowany jest Papież.
Setki razy mówiono już, że Papież ma trudną twarz, że najprawdziwszy jest ukazany w ruchu, na filmie, na fotografii. Że zmieniająca się wraz ze wzruszeniem twarz w sekundzie zmienia się z zasłuchanej, dziecięco ciekawie patrzącej, w twarz dramatycznie napiętą, skupioną, niemal tragiczną Jak więc taka twarz, taką postać namalować dobrze?
W przypadku Walocha kluczem jest jak sądzę wnikliwe, skupione patrzenie, obserwacja, ale i rysowanie. Rysowanie ogromnych ilości szkiców co pozwala poznać twarz i zobaczyć głowę, dostrzec skurcz mięśni, ale i zapamiętać charakterystyczne pochylenie, gesty dłoni, przymrużenie oczu, oparcie czoła na pastorale. Potem zaczyna się malowanie, które jest zwarciem tych wszystkich emocji i wzruszeń. Jest szukaniem, przez świetnego malarza środków malarskich, formy, by dać życie postaci, wnętrzu, krajobrazowi. Waloch maluje Ojca Świętego zarówno tego znanego z relacji filmowych czy z fotografii, tego oglądanego wprost, poznanego w czasie spotkań na audiencji… Ale też Waloch maluje Papieża jak mały chłopiec, który opowiada rano swoje sny. Miałem sen, że byłem w Ameryce, miałem sen, że Papież odwiedził nas w domu, że szliśmy razem na spacer… Inni krępują się o takich snach opowiadać. Wydaje im się, że to niepoważne. A przecież takie sny rodzą się z przeżycia, z pragnienia, z miłości. Idzie więc Papież z Walochami łąką na spacer. Rozmawia, nachylony słucha…
Ale też Malarz w wielu obrazach pragnie dojść, dotrzeć do tajemnicy tego Człowieka w Bieli. Jest więc spotkanie z Ali Agcą. Znane nam z fotografii. Ale tu inne, bardziej z o b a c z o n e przeżyte, jakże prywatne. I tu sprawa kolejna. Właśnie prywatność jest siłą tego malarstwa. Zarówno jego formy, jak i niezwykłej treści. Papież nie jest tu opisany, zarejestrowany.
Na obrazach Walocha Jan Paweł II jest dojmująco, w sposób niebywale trafny przeżyty, a materia malarska, kolor, to co ogólne i to co szczegółowe – zostało dojrzane, zobaczone z siłą malarza, ale i jedyną w swym rodzaju czułością malarskiego olśnienia. Okazuje się, że nawet popularne wizerunki, jak ten przed Obrazem Częstochowskim, ten wsparty na pielgrzymim krzyżu – uzyskują w tym malarstwie swą zupełnie inną siłę i wymiar.
Gest malarza, dukt pędzla, delikatne biele i szarości – pozwalają na ten rodzaj ekspresji, która nieraz pozwala nam oglądać obrazy pełne lirycznej refleksji, innym razem pełne dramatycznego napięcia.
Kiedyś w rzymskim pałacu Doria wszedłem do niedużej salki, gdzie stanąłem przed wstrząsającym portretem Innocentego X, który namalował Velasquez. Nie. Nie pragnę powiedzieć, że Waloch jest Velasquezem Jana Pawła. Pragnę bez fałszywej kokieterii napisać, że przy zachowaniu wszystkich proporcji i odniesień, różnicy epok i malarskiego widzenia i tam i tu, dochodzi do głosu przejmujące zobaczenie człowieczeństwa wielkości. Tam jakiejś królewskiej potęgi, tu miłości i pokory.
Stanisław Rodziński