Spokój i niepokój
Wiele może być rodzajów realizmu, wiele podejść do fotograficznych inspiracji, dla Mariusza Szymańskiego pociągające są stare zdjęcia. Korzysta z ich czarno białej estetyki, przemalowuje je lub się nimi inspiruje, nie ma to większego znaczenia, i dopełnia je mocnymi, kontrastowymi tłami, czerwonymi, pomarańczowymi, niebieskimi, zielonymi. Wlewają się te mocne barwy w czerń i biel zdjęć odtworzonych na płótnach o dużych formatach. Te zestawienia, może i proste osiągają zamierzony niepokojący cel. Większość inspiracji ma neutralny charakter, ale eskadra helikopterów z obrazu „Wietnam”, bez wątpienia już taka nie jest i nie pozostawia widzów w obojętności czy spokoju.
Jak można sądzić z widoku licznych samochodów w jego obrazach mamy do czynienia z fotografiami wykonanymi w latach 30 XX wieku, a i późniejszych także. Przyciąga go XX stulecie. Młody malarz nie mógł pamiętać tamtych czasów, ale mógł ulec ich estetycznemu urokowi. Zarazem można powiedzieć, że przecież nie ma jakieś wyraźnego i przesądzającego powodu, że zdecydował się akurat na ten okres z historycznej przeszłości. Mógł wybrać równie dobrze wiek XIX, skoro jednak tego nie zrobił, najwyraźniej miał ku temu powody. Odnoszę wrażenie, że w tych obrazach są jakieś niezałatwione do dziś sprawy.
Myśl ta powstała w mojej głowie, gdy oglądałem dwa z nich noszące wspólny tytuł „Obojętność”. Na nich, w bliższych nam już czasach lat bodaj 70. poprzedniego wieku, wśród ludzkiego tłumu stoją majestatyczne sylwety dwóch lwów o rozwartych pyskach. Jedna to scena miejska, druga plażowa. Tłum zdaje się niczego nie zauważać. Intrygująca metafora obecności czegoś niepokojącego w naszej bezpośredniej bliskości, czego sobie nie uświadamiamy, o czym nie mamy najmniejszego pojęcia. Jak jakaś niezałatwiona sprawa, jak oczekująca na rozwiązanie tajemnica.
Owo zaniepokojenie najpewniej powstało w wyniku już pierwszego kontaktu z obrazem Mariusza Szymańskiego zatytułowanym „Wietnam”, o którym wspomniałem na początku. To on kazał mi myśleć, że choć zazwyczaj panuje tu spokój, to coś za nim się kryje niewypowiedzianego. Poniekąd mogą to być stare lub mniej kartki z podróży, „Time Square”, „Hongkong”, „Wietnam”. Inne, choć nie mają miejsc konkretnych w tytułach, również pokazują zagraniczne scenerie. Ale właśnie owo pierwsze wrażenie zainfekowało ogląd wszystkich tych obrazów ze zdjęć. I przez to zostało owo skażone i niepewne oko, niepewne spojrzenie. Tak jak to się dzieje w jednym z najsławniejszych filmów z tajemnicą w tle, czyli „Powiększeniu” Antonioniego. Przypadkowe zdjęcie, które ujawnia, choć nie do końca straszliwą tajemnicę. Później o wiele dalej i bardziej radykalnie w nasycaniu grozą poszedł jeszcze Haneke, kręcąc – nomen omen - „Ukryte”, a później „Białą wstążkę”.
U Szymańskiego bez wątpienia nie ma aż takiej grozy. Równocześnie, jeśli dowiemy się jeszcze o innym jego zamiłowaniu, to sprawa może wydać się nieco prostsza. Oprócz obrazów malarz zrobił bowiem trzy malarskie animacje: „Bitwa pod Wizną”, „Powstanie warszawskie”, „Kontrasty”. Czarno-białe wizje na tematy ważne, wojenne, historyczne, mają w sobie żywą emocję, zdajemy sobie bowiem szybko sprawę, że dla malarza, to nie są jakieś zamknięte i dawno wygasłe sprawy, dla niego ta przeszłość kryje w sobie znaczenie dla teraźniejszości, dla nas dzisiaj. Najwyraźniej chce zarazić widzów, a w szczególności młodych ludzi, swoją wrażliwością i zapewne również swoją wizją tej przeszłości. To odpowiedzialne zadanie, ale zrealizowane przez niego w zupełnie indywidualnym stylu. Przeszłość jest dzisiejsza, dotykalna, nieodległa, niezamknięta.
Zatem nie bez powodu wystawa nosi tytuł „Śladami czasu”, zdając się być nader świadomą deklaracją artysty nurkującego w przeszłości i nią się inspirującego. We wstępie Mariusz Szymański napisał: „Zapraszając widza do tego świata chcę wywołać u niego refleksje. Sprawiać by wszedł w snutą na płótnie opowieść, stał się jej częścią i dopisał jej dalszy ciąg.”
Oglądając obrazy Mariusza Szymańskiego dopisujmy własne ich interpretacje, konteksty, bo ich otwarta koncepcja sprawia, że pozostało w nich całkiem sporo miejsca na naszą własną w nich obecność. Łatwo można stać się ich częścią.
Bogusław Deptuła
MARIUSZ SZYMAŃSKI (ur. 6 XI 1979 r.)
Mariusz Szymański urodził się w Poznaniu w 1979 roku. W swoim rodzinny mieście uzyskał dyplom z wyróżnieniem z malarstwa sztalugowego w Wyższej Szkole Sztuk Stosowanych Schola Posnaniensis w pracowni profesora Wojciecha Sadleya. Jest również absolwentem grafiki wielowymiarowej w Wyższej Szkole Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa w Poznaniu. Na co dzień zajmuje się malarstwem, grafiką komputerową, projektowaniem ilustracji do książek. Jest członkiem Związku Polskich Artystów Plastyków.
Artysta często sięga po stare zdjęcia i korzystając z ich czarno- białej estetyki dopełnia je żywymi barwami, tworząc tym samym intrygującą historię, w której każdy widz pragnie mieć swój udział.
Klimatem i tematyką jego obrazy wpisują się w czas wakacyjnych wypraw. Jest to malarska wędrówka po krajobrazie miejskim, przyciągająca uwagę żywą kolorystyką oraz nastrojem, jaki artysta próbuje kreować w swoich obrazach.
Szymański tworzy również w swoim indywidualnym stylu animacje malarskie, w których często posługuje się techniką stop motion przy użyciu tradycyjnych środków przekazu. Na swoich płótnach ukazuje tematy ważne dla naszej historii, dotykają one tematyki trudnej, ale dzięki temu sprawia, że pamięć o bohaterach wojennych jest wciąż żywa.